12:00:00

Spis treści

  1. Poczucie własnej wartości
  2. Wysoka samoocena
  3. Czynniki wysokiej samooceny
  4. Samoocena w działaniu
  5. Kontekst i działanie
  6. Poznanie rzeczywistości
  7. Samoakceptacja
  8. Odpowiedzialność za siebie.
  9. Zasady pomocnicze
  10. Asertywność


Poczucie własnej wartości

Rola poczucia własnej wartości

Są rzeczy, przed którymi nie ma ucieczki. Jedną z nich jest rola poczucia własnej wartości. Wobec oceny samego siebie nigdy nie pozostajemy obojętni. Czasem Jej unikamy, jeżeli jest niewygodna. Lekceważymy ją, mówiąc, że interesują nas tylko sprawy „praktyczne", i wsadzamy nos w telewizor, oddajemy się szałowi zakupów, lub innym przyjemnościom.
Poczucie własnej wartości stanowi podstawową ludzką potrzebę. Jej oddziaływanie nie wymaga ani naszego zrozumienia, ani zgody. Czyni swoje, czy o tym wiemy, czy nie.
Od nas zależy, czy spróbujemy odkryć dynamikę samooceny, czy też pozostaniemy jej nieświadomi, ale to drugie sprawi, że będziemy zagadką dla samych siebie, i pociągnie za sobą negatywne konsekwencje.Przyjrzyjmy się zatem roli samooceny w naszym życiu.

Pojęcie „samoocena"

Pojęcie „samoocena" oznacza wewnętrzne poczucie własnej wartości, które podobno jest naszym wrodzonym prawem .

Esencja wysokiej samooceny

Esencją wysokiej samooceny jest zaufanie do własnego umysłu i przekonanie, że zasługujemy na szczęście. Potęga takiego zdania o sobie polega na tym, że jest ono czymś więcej niż osądem czy odczuciem. Jest czynnikiem motywacyjnym. Inspiruje do określonego zachowania. Jednocześnie zależy od tego, jak się zachowujemy.
Zależność ta jest dwukierunkowa. Działanie i samoocena pozostają w układzie sprzężenia zwrotnego. Poziom samooceny wpływa na to, jak postępujemy, a postępowanie wpływa na poziom samooceny.
Jeżeli szanuję siebie samego i wymagam, by inni odnosili się do mnie z szacunkiem, wysyłam sygnały i zachowuję się w sposób zwiększający prawdopodobieństwo, że inni będą reagować podobnie. Wówczas moje pierwotne przekonanie potwierdza się i umacnia.
Jeżeli zaś siebie nie szanuję i toleruję brak grzeczności, a wyrządzanie krzywdy i wykorzystywanie mnie przez innych traktuję jako rzecz oczywistą - i przekazuję to w nieświadomy sposób, toteż niektórzy ludzie traktują mnie zgodnie z tym, co o sobie myślę. Kiedy tak się dzieje, poddaję się, a ocena własna obniża się jeszcze bardziej.
Wartość wysokiej samooceny nie polega wyłącznie na tym, że pozwala nam czuć się lepiej, ale że pozwala żyć lepiej - z większą zaradnością i skuteczniej reagować na wyzwania i możliwości.

Wpływ samooceny

W korelacjach tych jest logika. Ich wpływ na możliwości adaptacji, przetrwania i osobistego spełnienia jest oczywisty. Wysoka samoocena wspiera życie i podnosi jego jakość.
Wysoka samoocena poszukuje wyzwań i bodźców w postaci wartościowych oraz ambitnych celów. Ich realizacja utrwala ją. Niska samoocena poszukuje bezpieczeństwa tego, co znane i mało wymagające. Ograniczanie się do tego powoduje dalsze jej obniżanie.
Im pewniejsze poczucie własnej wartości, tym lepiej jesteśmy przygotowani, by radzić sobie z problemami, które pojawiają się w życiu prywatnym i zawodowym; rym szybciej podnosimy się po upadku; tym więcej mamy energii, by zacząć od nowa. Bardzo wielu przedsiębiorców, którzy odnieśli sukces wcześniej kilkakrotnie, bankrutowało, ale porażka ich nie powstrzymała.
Im wyższa samoocena, tym bardziej jesteśmy ambitni, niekoniecznie w sensie zawodowym czy finansowym, ale w kategoriach tego, czego mamy nadzieję w życiu doznać - pod względem emocjonalnym, intelektualnym, twórczym i duchowym. Im niższa samoocena, tym niższe nasze aspiracje i tym mniej osiągamy.
W obydwu przypadkach występuje tendencja do wzmacniania i utrwalania własnych postaw. Im wyższa samoocena, tym większa potrzeba autoekspresji, ujawnienia wewnętrznego bogactwa.
Im niższa, tym bardziej paląca potrzeba „potwierdzania" siebie albo zapominania o sobie, wyrażająca się w mechanicznym i nieświadomym życiu.
Im wyższa samoocena, tym bardziej otwarcie, uczciwie i adekwatnie komunikujemy się. Ponieważ jesteśmy przekonani, że nasze myśli są wartościowe, pragniemy jasności, a nie boimy się jej.
Im niższa samoocena, tym bardziej mglista, wykrętna i niewłaściwa jest komunikacja, ponieważ jesteśmy niepewni własnych myśli i uczuć oraz/albo boimy się reakcji rozmówcy.
Im wyższa samoocena, tym lepiej jesteśmy przygotowani do tworzenia życiodajnych, a nie wyniszczających związków. Dzieje się tak dlatego, że podobne przyciąga podobne, to, co zdrowe, przyciąga zdrowe. Dla osób o wysokiej samoocenie witalność i ekspansywność innych są w naturalny sposób bardziej atrakcyjne niż pustka i uzależnienie.
W myśl ważnej zasady obowiązującej w relacjach międzyludzkich najlepiej i najbardziej komfortowo czujemy się z tymi osobami, których poczucie własnej wartości przypomina nasze. Przeciwieństwa mogą przyciągać się w pewnych obszarach, ale nie w tym. Ludzie o wysokiej samoocenie przyciągają innych ludzi o podobnej ocenie siebie.
Pomiędzy osobami z przeciwnych krańców skali nie wywiąże się gorące uczucie, podobnie jak nie będzie miłości pomiędzy inteligencją i głupotą. (Nie znaczy to, że nigdy nie pojawiają się przelotne znajomości. Mowa tu o gorącej miłości, a nie o krótkotrwałym zauroczeniu czy seksualnej przygodzie, które podlegają innym regułom.)
Ludzie o umiarkowanym poczuciu własnej wartości zazwyczaj przyciągają innych o umiarkowanym poczuciu własnej wartości. Niska samoocena przyciąga niską samoocenę - oczywiście nie w sposób świadomy, ale zgodnie z wewnętrzną logiką, która sprawia, że czujemy, iż napotkaliśmy „bratnią duszę".
Najbardziej rujnujące są zaś związki pomiędzy ludźmi, którzy mają o sobie bardzo niskie mniemanie; z dwóch przepaści nie stworzy się wzniesienia.
Im zdrowsza samoocena, tym większy szacunek, życzliwość, dobra wola i uczciwość wobec innych - ponieważ nie spostrzegamy ich jako zagrożenia i ponieważ szacunek wobec siebie jest podstawą szacunku wobec drugiego człowieka. Mając zdrową samoocenę nie spieszymy się z wydawaniem wyroków, nie mówimy o drugim jak o przeciwniku ani o jego złej woli. Nie podchodzimy do nowych znajomości z automatycznym oczekiwaniem odrzucenia, upokorzenia, intrygi czy zdrady. W przeciwieństwie do przekonania, że indywidualizm prowadzi do zachowań antyspołecznych, dobrze rozwinięte poczucie własnej wartości i autonomii w znacznym stopniu koreluje z uprzejmością, hojnością, kooperacją i poczuciem wspólnego celu Wysoka samoocena stanowi jedną z najlepszych zapowiedzi osobistego szczęścia.
Logiczne więc jest, że niska samoocena koreluje z brakiem poczucia szczęścia.

Miłość

Nietrudno dostrzec, jak ważna jest samoocena do odniesienia sukcesu w sferze związków uczuciowych. Nie ma większej przeszkody dla szczęścia niż lęk, że nie zasługuję na miłość i że moim przeznaczeniem jest to, iż zostanę zraniony. Takie obawy rodzą samospełniające się przepowiednie.
Jeżeli cieszę się fundamentalnym poczuciem skuteczności własnych działań i własnej wartości, jeśli uważam, że zasługuję na miłość, posiadam podstawy do doceniania i kochania innych. Związek pełen miłości uznaję za naturalny. Za naturalne uznaję życzliwość i troskę. Mam coś do zaofiarowania. Nie jestem zniewolony poczuciem, że czegoś mi brakuje. Jest we mnie emocjonalna „nadwyżka", którą mogę podzielić się kochając. Szczęście mnie nie niepokoi. Przekonanie o własnej kompetencji i wartości - a także o umiejętności dostrzegania i doceniania ich przez partnera również rodzi samospełniające się przepowiednie.
Jeżeli natomiast nie szanuję siebie i nie odczuwam radości z tego, kim jestem, mam bardzo mało do zaofiarowania - z wyjątkiem swoich niezaspokojonych potrzeb. W swoim zubożeniu emocjonalnym postrzegam ludzi głównie jako źródło akceptacji bądź odrzucenia. Nie doceniam ich takimi, jakimi są. Widzę jedynie, co mogą dla mnie uczynić, a czego nie.
Nie poszukuję ludzi, których mógłbym podziwiać i z którymi mógłbym dzielić zachwyt i przygodę życia. Poszukuję ludzi, którzy nie będą mnie potępiać i których zachwyci mój image - twarz, którą pokazuję światu.
Zdolność do miłości pozostaje we mnie nierozwinięta. Jest to jedna z przyczyn, dlaczego próby stworzenia związku tak często kończą się niepowodzeniem - nie dlatego, że wizja romantycznej i namiętnej miłości jest z gruntu nieracjonalna, ale dlatego, że brakuje poczucia własnej wartości, by ją wspierać.
Wszyscy słyszeliśmy zdanie: „Kto nie kocha siebie samego, nie potrafi pokochać innych". Znacznie słabiej rozumiemy drugą stronę medalu. Jeżeli nie czuję, iż zasługuję na miłość, jest mi bardzo trudno uwierzyć, iż ktoś inny mnie pokocha.
Jeżeli nie akceptuję siebie, jak mogę zaakceptować miłość pochodzącą od ciebie? Twoje ciepło i oddanie wprowadzają mnie w zakłopotanie - pozostają w sprzeczności z moim obrazem siebie, ponieważ „wiem", że nie zasługuję na miłość. Twoje uczucia wobec mnie nie mogą być prawdziwe, godne zaufania, trwałe. Jeżeli nie czuję się godny miłości, twoja miłość do mnie będzie jak napełnianie sita - i w końcu poczujesz się wyczerpany wysiłkiem.
Nawet gdy świadomie zaprzeczam przekonaniu, że nie zasługuję na miłość, i deklaruję, że jestem „wspaniały", to jednak złe mniemanie o sobie nadal tkwi głęboko i udaremnia próby wchodzenia w związki uczuciowe. Niechcący staję się sabotażystą miłości. Staram się kochać, ale brakuje mi poczucia wewnętrznego bezpieczeństwa.
Jest we mnie natomiast tajemniczy lęk, że moim jedynym przeznaczeniem jest ból. Toteż znajduję kogoś, kto nieuchronnie mnie odrzuci lub opuści. (Z początku udaję, że tego nie wiem, aby przedstawienie mogło trwać.)
Jeśli nawet znajdę kogoś, z kim szczęście jest możliwe, niszczę związek, oczekując nieustannych zapewnień, okazując irracjonalną zaborczość, robiąc dramaty z błahych problemów albo próbując wszystko kontrolować, odwołując się do uległości lub dominacji, szukając sposobów odrzucenia partnera, zanim on odrzuci mnie. Kiedy „wiemy", że ciąży nad nami klątwa, zachowujemy się tak, by tę „wiedzę" potwierdzić.
Dysonans między „wiedzą" i spostrzeganymi faktami wywołuje lęk. Ponieważ „wiedzy" nie należy kwestionować ani w nią wątpić, przeto trzeba zmienić fakty - stąd sabotaż.
Słynne powiedzenie Groucho Marxa, że nigdy nie wstąpiłby on do klubu, który przyjąłby go na członka.
Dokładnie według tego wzoru postępują w swoim życiu uczuciowym ludzie o niskiej samoocenie. Jeżeli mnie kochasz, to z pewnością nie jesteś dla mnie wystarczająco dobry. Tylko ktoś, kto mnie odrzuca, jest godny mojego oddania. Tragedia wielu ludzi polega na tym, że kiedy stają przed możliwością wyboru pomiędzy „mieć rację" a „być szczęśliwym", niezmiennie wybierają rację. To jedyna satysfakcja, na jaką sobie pozwalają.
Schemat autodestrukcji: jeżeli „wiem", że moim przeznaczeniem jest bycie nieszczęśliwym, nie mogę pozwolić, by rzeczywistość wprowadzała mnie w zakłopotanie z powodu szczęścia. To nie ja muszę dopasować się do rzeczywistości, to rzeczywistość musi dopasować się do mnie i mojej „wiedzy" o tym, jak wygląda i jak powinien wyglądać świat. Nie zawsze trzeba zniszczyć związek. Czasem wystarcza, że trwa on nadal, pod warunkiem że jestem nieszczęśliwy.
Mogę zaangażować się w proces pod tytułem walka o szczęście albo praca nad naszym związkiem. Mogę czytać na ten temat, uczestniczyć w seminariach, chodzić na wykłady lub rozpocząć psychoterapię, ogłosiwszy, że moim celem jest bycie szczęśliwym w przyszłości. Ale nie teraz, nie dzisiaj. Możliwość osiągnięcia szczęścia w chwili obecnej jest zbyt przerażająca.
„Lęk przed szczęściem" jest powszechny.
Szczęście może budzić wewnętrzne głosy, mówiące: nie zasługuję na nie; nigdy nie trwa ono długo, zmierzam ku porażce; Ludzie będą mi zazdrościć i znienawidzą mnie; Szczęście jest tylko iluzją; inni są nieszczęśliwi, dlaczego ja miałbym być szczęśliwy?
Od wielu z nas oczekuje się odwagi, byśmy tolerowali szczęście nie sabotując siebie samych, tak długo aż przestaniemy się go bać i sprawdź, czy możesz przeżyć dzień nie robiąc niczego, co mogłoby podkopać lub zniszczyć twoje dobre samopoczucie - a jeżeli „wypadniesz z toru", nie rozpaczaj, wróć do punktu wyjścia i ponownie oddaj się szczęściu. Taki upór buduje samoocenę.
Następnie musimy stawić czoło destrukcyjnym głosom, a nie od nich uciekać. Musimy nawiązać z nimi wewnętrzny dialog, zmusić, by podały swoje powody. Cierpliwie odpowiadać i obalać ich nonsensy -radzić sobie z nimi tak jak z ludźmi. I odróżniać je od głosów swojego dojrzałego ja.

Praca

Rozpatrzmy teraz przykłady zachowania w pracy, spowodowanego niską samooceną.
Mężczyzna dostaje awans i wpada w panikę, bo myśli, że nie potrafi sprostać nowym wyzwaniom i obowiązkom. „Jestem oszustem! Nie tutaj jest moje miejsce!" - mówi do siebie. Przeczuwając z góry, że jest skazany na niepowodzenie, nie ma motywacji, by dać z siebie wszystko. W nieświadomy sposób rozpoczyna proces autosabotażu: na zebrania przychodzi nie przygotowany, do pracowników odnosi się w jednej chwili ostro, a w drugiej troskliwie i przymilnie, wygłupia się w niewłaściwych momentach, ignoruje sygnały niezadowolenia szefa. Zgodnie z przewidywaniem, zostaje zwolniony. „Wiedziałem, że było to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe" - mówi sobie. Jeżeli ginę z własnej ręki, przynajmniej sprawuję nad tym kontrolę, oszczędzam sobie lęku czekania na destrukcję płynącą z nieznanego źródła. Lęk przed poczuciem utraty kontroli jest nie do zniesienia. Muszę go przerwać w jakiś sposób.
Inny przykład:
Kierownik przegląda wspaniały plan, który zaproponował podwładny. Odczuwa upokorzenie, że to nie on wpadł na ten pomysł. Wyobraża sobie, że pracownik przejmie jego stanowisko i wyprzedzi go. Zaczyna więc snuć intrygę, by obalić przedłożony projekt.
Taka destrukcyjna złość jest produktem zubożonego poczucia ja. Twoje sukcesy grożą ujawnieniem mojej pustki. Świat zobaczy - a, co gorsza, ja zobaczę, jak mało znaczę. Przychylna reakcja na sukcesy innych jest świadectwem wysokiej samooceny.
Trudno znaleźć bardziej znaczący symptom niskiej samooceny niż potrzeba postrzegania jakiejś grupy jako gorszej. Mężczyzna, którego przekonanie o „władzy" zostaje na poziomie „dominacji płci", jest człowiekiem, którego przerażają kobiety, przeraża umiejętność bycia pewnym siebie, przeraża życie.
Jeżeli wątpimy we własny rozum, lekceważymy jego wytwory. Jeżeli obawiamy się intelektualnej asertywności, prawdopodobnie kojarząc ją z utratą miłości, kneblujemy swoją inteligencję. Obawiamy się, że ktoś nas dostrzeże, więc czynimy się niewidzialnymi, a potem cierpimy, że nikt nas nie zauważa.
Jeżeli mamy wysokie mniemanie o sobie tylko dlatego, że nie stawiliśmy czoła wyzwaniom, jeżeli brak poczucia bezpieczeństwa znajduje potwierdzenie w wyimaginowanym odrzuceniu, eksplozja wewnętrznej bomby jest tylko sprawą czasu. Wybuch ten przyjmuje formę zachowań autodestrukcyjnych - a fakt, że ktoś obdarzony jest nadzwyczajną inteligencją, nie stanowi żadnego zabezpieczenia. Każdego dnia błyskotliwi ludzie o niskiej samoocenie postępują wbrew własnym interesom. Kiedy działamy motywowani lękiem, prędzej czy później przywołujemy nieszczęście, które nas przeraża. Obawiając się potępienia, zachowujemy się w taki sposób, który w końcu rzeczywiście je spowoduje. Jeżeli obawiamy się złości, w końcu uda się nam ludzi rozzłościć.

Samospełniające się przepowiednie

Samoocena tworzy zestaw ukrytych oczekiwań na temat tego, co jest dla nas właściwe i możliwe. Te oczekiwania generują zachowania, które zamieniają je w rzeczywistość. A rzeczywistość potwierdza i umacnia pierwotne przekonania.
Samoocena - wysoka czy niska - jest generatorem samospełniających się przepowiedni. Oczekiwania takie mogą istnieć w umyśle w formie podświadomych lub półświadomych wizji przyszłości. Wyobrażenie przyszłości może być dla człowieka lepszym obrazem przyszłych osiągnięć niż działania z przeszłości. To, czego staramy się nauczyć, i to, co osiągamy, zależy, przynajmniej w części, od tego, co uznajemy za możliwe i właściwe dla nas.
Chociaż nieodpowiednia samoocena może w poważnym stopniu ograniczać poziom aspiracji i osiągnięć, to jednak jej konsekwencje nie muszą być tak wyraziste. Czasami ujawniają się w sposób bardziej pośredni.
Bomba zegarowa niskiej samooceny cicho tyka przez całe lata, podczas gdy człowiek ogarnięty żądzą sukcesu poszerza zakres swoich umiejętności i pnie się po szczeblach kariery. Po jakimś czasie jednak, bez widocznej potrzeby, zaczyna „chodzić na skróty", pod względem moralnym lub prawnym, by jeszcze bardziej demonstrować swoje mistrzostwo.
Popełnia coraz więcej wykroczeń, powtarzając sobie, że stoi ponad prawem, jakby wyzywając los, by zrzucił go z piedestału. Dopiero na samym końcu, kiedy jego życie i kariera legną w gruzach, ujrzymy, że przez wiele lat zmierzał nieuchronnie do tego ostatecznego aktu nieświadomego scenariusza, który zaczął pisać być może w trzecim roku życia. Nietrudno pokazać przykłady dobrze znanych osób, które pasują do tego opisu.
Obraz siebie jest przeznaczeniem. Czy ściślej - bywa. Przez obraz siebie rozumiem to, co świadomie i nieświadomie myślimy o sobie - nasze fizyczne i psychiczne cechy, nasze aktywa i pasywa, możliwości i ograniczenia, silne i słabe punkty. Zawiera w sobie poziom własnej samooceny, ale jest bardziej ogólny. Nie można zrozumieć zachowania człowieka, nie wiedząc, jaki ma obraz siebie.
W mniej spektakularny sposób niż w powyższym przykładzie ludzie przez cały czas sabotują siebie u szczytu sukcesu. Dzieje się tak, gdy sukces koliduje z ukrytym przekonaniem o tym, co do nich pasuje. Przerażające jest zostać wyrzuconym poza granice przekonania, o tym, kim jestem. Jeżeli do obrazu siebie nie mogę inkorporować poziomu osiągniętego sukcesu, jeżeli nie może on ulec zmianie, można przewidzieć, że człowiek znajdzie sposób autosabotażu.
Lęk przed szczęściem, lęk przed powodzeniem. Przerażenie i dezorientacja, których doznaje człowiek z niską samooceną, kiedy życie układa się tak dobrze, że staje to w konflikcie z najgłębszym przekonaniem o sobie. Niezależnie od kontekstu, w jakim ujawnia się autodestrukcyjne zachowanie lub jaką przybiera postać, motorem takiego działania zawsze jest to samo: niska samoocena. To niska samoocena kreuje wrogi stosunek do tego, co dla nas dobre. Warto zbadać i zrozumieć naturę trzech przeciwników, od których musisz się uwolnić — niezdecydowania, zwątpienia i lęku.

Wysoka samoocena

Wysoka samoocena jako podstawowa potrzeba

Jeżeli siła samooceny wypływa stąd, że stanowi ona głęboką potrzebę, zatem czym dokładnie jest potrzeba? Potrzeba jest tym, co jest niezbędne do efektywnego funkcjonowania. Nie tylko chcemy pokarmu i wody, potrzebujemy ich; bez nich umrzemy. Mamy jednak też inne potrzeby pokarmowe, takie jak potrzeba wapnia, których wpływ jest mniej bezpośredni i nie tak dramatyczny.
W niektórych rejonach Meksyku ziemia nie zawiera wcale wapnia; mieszkańcy tamtych terenów nie umierają z tego powodu gwałtownie. Jednak ich rozwój jest spowolniony, są ogólnie osłabieni i łatwiej zapadają na wiele chorób, wywołanych brakiem tego pierwiastka. Ogranicza to ich możliwość funkcjonowania.Potrzeba wysokiej samooceny przypomina bardziej zapotrzebowanie na wapń niż na pokarm czy wodę. Jej brak nie musi oznaczać, że umrzemy, ale ograniczy możliwość naszego funkcjonowania.
Powinniśmy jednak zwrócić uwagę, że niska samoocena powoduje czasem śmierć w dosłownym sensie - na przykład w wyniku przedawkowania narkotyków, prowokująco nierozważnej jazdy samochodem, pozostawania z małżonkiem stosującym przemoc fizyczną, uczestnictwa w wojnach gangów lub samobójstwa.
Jednakże dla większości z nas konsekwencje niskiej samooceny są bardziej subtelne, mniej bezpośrednie, bardziej zawoalowane. Będziemy musieli dobrze się zastanowić i poznać siebie, by dostrzec, jak najgłębsze przekonania o nas samych ujawnia się w tysiącach wyborów, które wpływają na nasze losy.
Mogą o niej świadczyć dzieci, które nie dowiadują się niczego o szacunku do siebie i radości istnienia.
Krótko mówiąc, samoocena ta przejawia się w życiu, które wygląda jak długie pasmo porażek, dla których jedynym pocieszeniem być może jest ta smutna mantra: „Czyż ktoś jest szczęśliwy?" Jeżeli samoocena jest niska, zmniejsza się nasza elastyczność w pokonywaniu trudności. Zwyciężają nas przeciwności, które osoba ze zdrowszą samooceną mogłaby pokonać. Znacznie łatwiej drętwiejemy w poczuciu tragizmu swojej egzystencji i postawie bezradności. Bardziej kieruje nami pragnienie unikania bólu niż doznawania radości. Większy wpływ ma na nas to, co negatywne, niż pozytywne. Jeżeli nie mamy wiary w siebie - ani w naszą skuteczność i dobroć - świat jest przerażającym miejscem.
Ludzie o wysokiej samoocenie mogą upadać pod ciężarem problemów, ale szybciej się podnoszą. Wysoka samoocena ma więcej wspólnego z elastycznością niż z impregnowaniem na cierpienie. Można myśleć o wysokiej samoocenie jak o układzie odpornościowym świadomości, który dostarcza sił obronnych i możliwości regeneracji.
System immunologiczny nie stanowi gwarancji, że człowiek nigdy nie zachoruje, ale sprawia, iż jest on mniej podatny na choroby i lepiej wyposażony, by je pokonać. Podobnie wysoka samoocena nie gwarantuje, że ktoś nigdy nie przeżyje lęku czy depresji z powodu życiowych trudności, ale sprawia, że będzie mniej wrażliwy na nie, lepiej wyposażony do radzenia sobie z nimi i przekroczenia ich. Ludzie o wysokiej samoocenie mogą upadać pod ciężarem problemów, ale prędzej się podnoszą. Ludzie z zaburzoną samooceną często źle się czują w obecności tych, którzy mają samoocenę wysoką. Złoszczą się na nich i twierdzą: „oni zbyt wysoko się oceniają". Ale to, co mówią, Świadczy o nich samych.
Niepewny siebie mężczyzna czuje się jeszcze bardziej zagubiony w obecności pewnej siebie kobiety.
Ludzie o niskiej samoocenie często odczuwają irytację w kontakcie z tymi, którzy z entuzjazmem podchodzą do życia. Jeżeli jeden z małżonków, którego poziom samooceny obniża się, widzi, że samoocena drugiego wzrasta, czasami reaguje lękiem i próbą sabotażu tego rozwoju.
Smutna prawda brzmi, że kto odnosi sukces w świecie, naraża się na ryzyko, iż stanie się celem ataków. Ludzie, którzy osiągają niewiele, często zazdroszczą i odrzucają tych, którzy osiągają dużo. Ci, którzy są nieszczęśliwi, często zazdroszczą i odrzucają szczęśliwych.
A ci, którzy mają niską samoocenę, czasami lubią mówić o niebezpieczeństwie posiadania „zbyt wysokiej samooceny". Niska samoocena niekoniecznie oznacza, że nie potrafimy osiągać wartościowych celów. Niektórzy z nas posiadają talent, energię i motywację, by wiele osiągnąć, mimo poczucia nieadekwatności i bezwartościowości - np. wysoce produktywny pracoholik, który musi udowodnić swoją wartość ojcu, przepowiadającemu, że syn będzie nikim.
Ale oznacza, że będziemy mniej efektywni i mniej twórczy, niż byśmy mogli, i mniej zdolni, by cieszyć się z własnych osiągnięć. Nic, co robimy, nigdy nam nie wystarcza.Jeżeli celem jest udowodnienie ,Że jestem „wystarczająco dobry", praca nie ma końca - bitwa została przegrana w dniu, w którym zgodziłem się, że ta kwestia podlega dyskusji. Wysoka samoocena nie jest panaceum. Oprócz okoliczności i możliwości zewnętrznych, wyraźny wpływ może mieć wiele czynników wewnętrznych - jak np. poziom energii, inteligencja i potrzeba osiągnięć.
Dobrze rozwinięte poczucie własnego ja stanowi niezbędny, ale niewystarczający warunek dobrego samopoczucia. Jego obecność nie gwarantuje spełnienia, ale jego brak gwarantuje pewien poziom lęku, frustracji lub rozpaczy.
Samoocena nie zastąpi dachu nad głową ani pokarmu w żołądku, ale zwiększa prawdopodobieństwo znalezienia sposobów, by te potrzeby zaspokoić. Samoocena nie jest substytutem wiedzy i umiejętności potrzebnych do skutecznego działania w świecie, ale zwiększa prawdopodobieństwo ich uzyskania.
Wysoka samoocena jest jednak naglącą potrzebą. Jawi się jako taka, ponieważ jej brak uszkadza naszą zdolność do funkcjonowania. Dlatego mówimy, że jest potrzebą służącą przetrwaniu.

Zbyt wysoka samoocena

Czasami pojawia się pytanie: „czy można mieć zbyt wysoką samoocenę?" Nie, nie można. Tak jak nie można być zbyt zdrowym lub mieć zbyt dobry system immunologiczny.
Czasami jednak wysoka samoocena mylona jest z przechwalaniem się, chełpieniem lub arogancją. Cechy te nie świadczą o zbyt wysokiej samoocenie, ale o zbyt niskiej. Osoba o wysokiej samoocenie nie potrzebuje wywyższać się; nie musi udowadniać swojej wartości porównując się ze standardem. Radość daje jej to, kim jest, a nie to, że jest lepsza od innych.
Kiedy samoocena nie jest zaburzona, radość, a nie lęk, stanowi motor do działania. Pragniemy doznawać szczęścia, a nie unikać cierpienia. Celem jest wyrażanie, a nie unikanie czy ocenianie siebie. Motywem nie jest „udowadnianie" własnej wartości, ale spożytkowanie własnych możliwości.

Znaczenie wysokiej samooceny

Wiara we własną skuteczność oznacza zaufanie do własnego umysłu, umiejętności myślenia, uczenia się, dokonywania wyborów, podejmowania decyzji. Oznacza przekonanie, że potrafimy zrozumieć fakty z rzeczy, które wchodzą w zakres naszych zainteresowań i potrzeb, wiarę w siebie, poleganie na so bie. Szacunek do siebie oznacza ochronę własnych wartości, afirmacyjną postawę wobec własnego prawa do życia i by szczęśliwym, poczucie komfortu w procesie obrony swoich przekonań, chęci i potrzeb; poczucie, że radość i spełnienie stanowią naturalne, przyrodzone prawo.
Jeżeli człowiek czuje się nieprzystosowany do wyzwań, jakie niesie życie, jeżeli brakuje mu elementarnego zaufania do siebie i własnego umysłu, to rozpoznamy u niego brak poczucia własnej wartości, niezależnie od tego, jakie inne walory posiada.
Jeżeli brakuje mu elementarnego szacunku do siebie, jeżeli czuje, że jest bezwartościowy, że nie zasługuje na miłość i szacunek ze strony innych, że jest nieuprawniony do szczęścia, jeżeli obawia się bronić swoich przekonań, chęci i potrzeb - rozpoznamy brak poczucia własnej wartości, niezależnie od tego, jakie inne pozytywne cechy ujawnia.
Wiara we własną skuteczność i szacunek do siebie stanowią dwa filary zdrowej samooceny; gdy brakuje któregoś z nich, samoocena jest nadwątlona. Są jej niezbędnymi cechami charakterystycznymi. Stanowią esencję, a nie pochodny czy wtórny sens wysokiej samooceny.
Wiara we własną skuteczność generuje poczucie kontroli nad własnym życiem, które kojarzymy ze stanem psychicznego komfortu, poczuciem, że jest się w samym centrum własnej egzystencji - w przeciwieństwie do bycia biernym obserwatorem i ofiarą wydarzeń.
Szacunek do siebie umożliwia życzliwe, nie neurotyczne poczucie wspólnoty z innymi ludźmi, koleżeństwo oparte na niezależności i wzajemnym szacunku - w przeciwieństwie do alienacji z rasy ludzkiej albo, z drugiej strony, bezmyślnego wtopienia się w daną grupę społeczną. U człowieka można zauważyć stałą fluktuację poziomu samooceny, podobnie jak w przypadku innych stanów psychicznych.
Należy myśleć w kategoriach średniego poziomu samooceny. Chociaż czasami mówimy o samoocenie jako o mniemaniu o sobie, to jednak bardziej dokładna będzie interpretacja tego pojęcia jako dyspozycji do doświadczania siebie w określony sposób. W jaki sposób?
Sumując w formalną definicję: wysoka samoocena stanowi dyspozycję do doświadczania siebie jako osoby kompetentnej w radzeniu sobie z podstawowymi wymaganiami, jakie stawia życie, i zasługującej na doznawanie szczęścia.
Definicja nie określa czynników środowiskowych w okresie dzieciństwa, które wspierają zdrową samoocenę (jak bezpieczeństwo fizyczne, zdrowe odżywianie itd.); późniejszych generatorów wewnętrznych (praktyka świadomego życia, samoakceptacji, odpowiedzialności itp.); ani konsekwencji emocjonalnych czy behawioralnych (współczucia, pragnienia, by być godnym zaufania, otwartości na nowe doświadczenia itp.). Określa jedynie, czego dotyczy i z czego się składa ocena siebie.

Mamy wybór

Jeżeli ktoś pragnie zrozumieć, od czego zależy wysoka samoocena, powinien zacząć od tej listy. Nikt poważny nie mógłby twierdzić, że poczucie własnej kompetencji w radzeniu sobie z wyzwaniami lub poczucie bycia dobrym nie zależą od wyborów, jakich dokonywaliśmy w życiu pomiędzy powyższymi opcjami.
Nie o to chodzi, że samoocena „powinna" zależeć od wyborów, których dokonujemy, ale że zależność ta wynika z naszej natury. Jeżeli rozwiniemy w sobie schematy postępowania, które utrudniają lub uniemożliwiają efektywne funkcjonowanie i sprawiają, że nie ufamy sami sobie, nierozsądne byłoby sugerowanie, byśmy czuli się równie skuteczni i wartościowi jak w kontekście dokonywania lepszych wyborów.
W konsekwencji nasze działania nie miałyby żadnego związku z odczuciami wobec siebie samych. Jedną sprawą jest wystrzeganie się identyfikacji z określonym zachowaniem, a czymś innym twierdzenie, że nie powinno być żadnego związku pomiędzy oceną siebie i zachowaniem.
Proponując ludziom jako sens wysokiej samooceny „dobre samopoczucie", odcinające ich od pytań o świadomość, odpowiedzialność i wybór moralny, wyrządza się im krzywdę.
Posiadanie wysokiej samooceny sprawia wielką radość. Radość daje także proces jej budowania i wzmacniania, ale nie powinna ona przesłaniać faktu, że trzeba nam więcej, niż przesyłać pocałunek swojemu odbiciu w lustrze (lub stosować wiele innych proponowanych strategii o podobnej głębi).
Poziom samooceny nie jest ustalony raz na zawsze w dzieciństwie. Może podnosić się w miarę dorastania albo opadać. Niektórzy ludzie mieli wyższą samoocenę w wieku lat dziesięciu niż sześćdziesięciu; bywa też odwrotnie. Poziom samooceny może podnosić się i opadać wielokrotnie w ciągu życia. Ilekroć musimy podjąć działanie, sprostać wyzwaniu, podjąć moralną decyzję, wpływamy na uczucia wobec samych siebie, dobre lub złe - w zależności od charakteru własnej reakcji i myślowego procesu, który jej towarzyszy.
Jeżeli unikamy podejmowania działania lub decyzji, mimo że są niezbędne, również wpływamy na ocenę siebie. Potrzeba wysokiej samooceny oznacza pragnienie świadomości, że funkcjonujemy tak, jak wymaga tego życie i własne dobro.

Czynniki

Kompetencja

Być skutecznym oznacza (w podstawowym, słownikowym znaczeniu) potrafić osiągnąć pożądany rezultat. Przekonanie o własnej skuteczności to pewność, że jesteśmy w stanie nauczyć siei zrobić to, co trzeba, by osiągnąć cel; w stopniu, w jakim osiągnięcie go zależy od naszego wysiłku. Na poziomie racjonalnym nie oskarżamy się o brak kompetencji, jeśli nie przeszkodziły nam niezależne od nas czynniki. Poczucie własnej skuteczności nie wymaga wszechwiedzy i wszechmocy.
Przekonanie o własnej skuteczności nie oznacza pewności, że nigdy nie popełnimy błędu. Oznacza natomiast, że potrafimy pomyśleć, ocenić - i naprawić swój błąd. To wiara we własne procesy myślowe i umiejętności.
W sferze wychowania jednym ze źródeł przekonania o własnej skuteczności jest zdrowe, rozsądne i przewidywalne środowisko rodzinne, które umożliwia zdobycie wiary, że różne zjawiska można zrozumieć, a myślenie nie jest daremne.
Jeżeli chodzi o działanie, jednym ze źródeł jest wola, by być skutecznym - odmowa poddania się bezradności, upór w dążeniu do zrozumienia nawet w obliczu trudności.
Różnica pomiędzy zaufaniem do własnych zdolności a zaufaniem do określonego obszaru wiedzy polega na tym, że pierwsze posiada wartość w dosłownie każdej dziedzinie. W świecie, w którym niemal cały zasób wiedzy ludzkości podwaja się co dziesięć lat, poczucie bezpieczeństwa może zapewnić nam tylko własna umiejętność uczenia się.
Skuteczność dotyczy również bliskich związków z innymi ludźmi, . Przekonanie o własnej skuteczności nie może być kompletne, jeżeli nie zawiera poczucia kompetencji w relacjach z ludźmi.
Jeżeli nie potrafię nawiązać osobistego i zawodowego kontaktu, który będzie odbierany jako pozytywny zarówno przeze mnie, jak i drugą stronę (a to właśnie oznacza „kompetencja" w obszarze stosunków międzyludzkich), wówczas brakuje mi czegoś podstawowego: nie jestem skuteczny w bardzo ważnej dziedzinie. A to odbija się w poziomie mojej samooceny.
Czasami ludzie, którzy odczuwają lęk w sferze stosunków międzyludzkich, obniżają swój poziom świadomości w relacjach z innymi i poszukują poczucia bezpieczeństwa i pewności w bezosobowym świecie maszyn, matematyki lub myślenia abstrakcyjnego. Niezależnie jaki poziom zawodowej kompetencji osiągną, ich poziom samooceny nadal będzie niski. Nie można bezkarnie uciekać od tak ważnego aspektu życia.

Szacunek do siebie

Tak jak przekonanie o własnej skuteczności wzbudza oczekiwanie sukcesu, jako czegoś oczywistego, tak szacunek do siebie oznacza, że człowiek w naturalny sposób oczekuje przyjaźni, miłości i szczęścia, jako efektu tego, kim jest i co robi. Te dwa składniki możemy oddzielić od siebie w celu ich przeanalizowania, jednak w życiu codziennym nakładają się i wpływają na siebie.
Szacunek do siebie jest przekonaniem o własnej wartości. Nie jest to złudzenie, że jesteśmy doskonali lub lepsi od wszystkich innych ludzi. Wcale nie zawiera elementu porównywania czy współzawodnictwa.
Jest przekonaniem, że nasze życie i zadowolenie są warte tego, by je wspierać, chronić i pielęgnować; że jesteśmy dobrzy, wartościowi i godni szacunku ze strony innych; że nasze szczęście i osobiste spełnienie są na tyle ważne, by nad nimi pracować.
Jeżeli chodzi o źródła szacunku do siebie, tkwiące w wychowaniu, jednym z nich jest doświadczenie, że byliśmy traktowani z szacunkiem przez rodziców i innych członków rodziny.
Jeżeli chodzi zaś o źródła tkwiące w swoich własnych działaniach, jednym z nich jest zadowolenie z wyborów moralnych - które stanowi szczególny element satysfakcji z własnych procesów umysłowych.
Prosty nieformalny „test" postawy samooceny, który nie jest wprawdzie niezawodny, polega na zadawaniu ludziom pytania, czy odczuwają dumę i zadowolenie ze swoich wyborów moralnych. Skręcenie na ulicy w lewo lub w prawo nie jest wyborem moralnym; jest nim powiedzenie prawdy lub nie; dotrzymanie obietnicy czy wywiązanie się ze zobowiązań lub nie.
Nierzadko spotykamy ludzi, którzy są znacznie bardziej przekonani o swojej kompetencji, przynajmniej w niektórych obszarach, niż o swym prawie do szczęścia. Brakuje im jednego składnika - szacunku do siebie. Tacy ludzie mogą bardzo wiele osiągnąć, ale nie będą potrafili się cieszyć ze swoich osiągnięć. Poczucie osobistej wartości, która wspiera radość i zezwala na nią, o ile nie jest całkowicie nieobecne, z pewnością jest osłabione i zranione.
Jeżeli szanujemy siebie, mamy tendencję postępować w sposób, który potwierdza i podtrzymuje ten szacunek np. przez wymaganie od innych, by odnosili się do nas właściwie.
Jeżeli nie szanujemy siebie, to nasze postępowanie, np. akceptowanie niewłaściwego względem nas zachowania jeszcze bardziej obniża poczucie naszej wartości, potwierdzając i wzmacniając tym samym własny negatywizm wobec siebie.
Jeżeli chcemy zwiększyć szacunek względem siebie samych, musimy podejmować takie działania, które to spowodują. Rozpocząć należy od przykładania wagi do swojej osoby, czemu musimy dać wyraz w zgodnym z tym przekonaniem zachowaniu.
By osiągnąć w życiu sukces, musimy realizować i wypełniać swoje wartości. By właściwie działać, musimy doceniać własne działania. Musimy uznawać się za osoby godne tego, że nasze czyny zostaną nagrodzone.
Nie mając takiego przekonania, nie będziemy wiedzieli, jak się o siebie zatroszczyć, bronić należnych nam praw, zaspokajać własne potrzeby lub cieszyć się ze swoich osiągnięć. W ten sposób osłabimy również przekonanie o swojej skuteczności.
Rozróżnianie między dobrem i złem nie jest wyłącznie efektem warunkowania społecznego. Zainteresowanie sprawami moralności pojawia się w naturalny sposób we wczesnych fazach rozwoju człowieka. Potrzeba postrzegania siebie jako osoby dobrej jest potrzebą szacunku wobec siebie. Pojawia się ona bardzo wcześnie. W trakcie rozwoju, w dzieciństwie, stopniowo uświadamiamy sobie, że możemy wybierać zachowania.
Uświadamiamy sobie odpowiedzialność za te wybory. Nabywamy poczucia bycia osobą. Zaczynamy mieć potrzebę, by czuć się w porządku, w porządku jako osoba - czuć, że nasze podstawowe sposoby postępowania są słuszne. Jest to potrzeba poczucia, że jesteśmy dobrzy.
Pojęć uczymy się od dorosłych, od których po raz pierwszy słyszymy słowa „dobry", „zły", „dobrze", „źle", ale potrzeba jest wrodzona. Wiąże się z zagadnieniem przetrwania: Czy nadaje się do życia? Być w porządku jako osoba oznacza, że kwalifikuję się do szczęścia i powodzenia; nie być w porządku oznacza czuć zagrożenie bólem. Kiedy człowiek mówi: „Czuję, że nie mam prawa do szczęścia i sukcesu", oznacza to: „Nie czuję się wartościowy jako istota ludzka".
Potrzeba szacunku względem siebie jest podstawowa i nieunikniona. Wrodzone naszej egzystencji i człowieczeństwu są pytania: Jakim człowiekiem chcę być? Jakimi zasadami powinienem kierować się w życiu? Jakie wartości należy pielęgnować? Używam zwrotu „wrodzony naszej egzystencji", ponieważ rozróżnianie między dobrem i złem nie jest wyłącznie efektem uwarunkowania społecznego. Zainteresowanie sprawami moralności pojawia się w naturalny sposób we wczesnych fazach ludzkiego rozwoju i, tak samo jak inne zdolności intelektualne, rozwija się i kształtuje w normalnym procesie rozwoju. Kiedy oceniamy własne działania, postawy moralne stanowią nieodłączną część kontekstu.
Nie można uciec od wartości i sądów z nim zgodnych, ponieważ wymaga ich sama istota życia. „Dobre dla mnie" czy „złe dla mnie" tłumaczy się jako „dla mojego życia i dobra" lub „przeciwko nim". Ponadto - co niezbędne do zrozumienia poczucia własnej wartości - nie możemy odłączyć się od świata wartości i sądów moralnych. Nie możemy pozostawać obojętni na moralny wymiar swoich czynów, chociaż możemy udawać obojętność. Na pewnym poziomie ich znaczenie wdrukowuje się w psychikę, zostawiając pozytywne lub negatywne odczucia względem siebie.
Niezależnie czy wartości, według których jawnie lub ukrycie oceniamy siebie, są świadome czy nieświadome, racjonalne czy nieracjonalne, służące życiu czy zagrażające mu, każdy ocenia siebie według jakichś standardów. W zależności od stopnia, w jakim nie spełniamy tych standardów i jak wielka jest dysproporcja pomiędzy ideałami a zachowaniem, cierpi szacunek do siebie.
Dlatego prawość jest nieodłącznie związana z moralnym aspektem samooceny. Aby móc optymalnie realizować swoje możliwości, musimy ufać sobie i podziwiać siebie. Zaufanie zaś i podziw powinny być zanurzone w świecie realnym, a nie stanowić efekt złudzenia i wytworu wyobraźni.

Duma a samoocena

Duma jest unikalnym rodzajem przyjemności. O ile wysoka samoocena wiąże się z elementarnym poczuciem kompetencji i własnej wartości, o tyle duma dotyczy raczej świadomej radości, która wywołana jest własnymi działaniami i siągnięciami. Samoocena rozważa, co należy zrobić, mówi: „tak, potrafię". Duma rozważa, co zostało osiągnięte, i mówi: „tak, dokonałem tego".

Na czym polega wysokie poczucie własnej wartości?

Chroniczne napięcie informuje o jakimś wewnętrznym rozszczepieniu, o unikaniu lub wypieraniu części siebie, o tym, że jakiś aspekt naszej osoby został odrzucony lub „trzymamy go na bardzo krótkiej smyczy".

Samoocena w działaniu

Zdrowa samoocena w znacznym stopniu koreluje z racjonalizmem, realizmem, intuicją, postawą twórczą, niezależnością, elastycznością, umiejętnością radzenia sobie ze zmianami, skłonnością do przyznawania się do błędów i korygowania ich, życzliwością, umiejętnością współpracy. Jeżeli zrozumiemy, co rzeczywiście zawiera się w postawie otwartości i ciekawości wobec nowych idei, nowych doświadczeń, nowych możliwości życiowych, w fakcie, że uczucia lęku czy niepewności, nawet jeżeli się pojawią, nie onieśmielają i nie obezwładniają nas, ponieważ ich zaakceptowanie, oczywiście oznacza wysoka samoocena, logika tych korelacji stanie się oczywista.

Racjonalizm.

Jest to wykorzystanie integracyjnej funkcji świadomości - tworzenie zasad na podstawie konkretnych faktów (indukcja), stosowanie zasad do konkretnych faktów (dedukcja) i odnoszenie nowych informacji do istniejącego kontekstu wiedzy. To poszukiwanie znaczeń i rozumienie relacji. Jego zasadą jest prawo braku sprzeczności - nic nie może być prawdą i nieprawdą (A i nie A) w tym samym czasie i w tym samym kontekście. Jego podstawą jest szacunek do faktów.
Racjonalizmu nie należy mylić, z kompulsywnym przestrzeganiem reguł albo bezmyślnym posłuszeństwem wobec tego, co ludzie w danym miejscu i czasie ogłosili jako „rozsądne". Wręcz przeciwnie, racjonalizm musi często podważać to, co niektóre grupy uznają za „rozsądne". (Kiedy dane sformułowanie tego, co „rozsądne", zostanie podważone przez nowe dowody, tylko to sformułowanie, a nie sam rozsądek, zostało pokonane.)
Celem poszukiwań rozumu jest wolna od sprzeczności integracja doświadczenia - a to zakłada otwartość na doświadczenie i jego dostępność . Rozum nie jest niewolnikiem tradycji ani społecznego konsensusu.
Wysoka samoocena jest z reguły zorientowana na rzeczywistość.
Jest to bardzo odległe od dziwacznego traktowania racjonalizmu jako pozbawionej wyobraźni, wąsko analitycznej. Racjonalizm jest świadomością funkcjonującą w trybie integracyjnym.
Tak rozumując widzimy, że szacunek dla racjonalizmu i świadome życie są ze sobą sprzężone.

Realizm


W tym kontekście oznacza po prostu szacunek dla faktów, zrozumienie, że jest to, co jest, a tego, czego nie ma, nie ma. Nikt nie sprosta wymaganiom, które stawia życie, jeżeli nie będzie poważnie traktował rozróżnienia między tym, co realne i nierealne. Nieczułość na to rozróżnienie prowadzi do niemocy.
Wysoka samoocena jest z natury rzeczy zorientowana na rzeczywistość. Dobra orientacja w realiach w połączeniu ze skuteczną samodyscypliną jest tym, co psychologowie określają mianem „siły ego".

Intuicyjność

Bardzo często - zwłaszcza na przykład podczas podejmowania złożonych decyzji - należy przetworzyć i zintegrować o wiele więcej zmiennych, niż jest w stanie uczynić to świadomy umysł.
Złożona, superszybka integracja może zajść poniżej progu świadomości i ujawnić się w postaci błysku intuicji. Umysł może następnie zbadać dane w poszukiwaniu dowodów wspierających lub odrzucających te podszepty.
Niektórzy ludzie wysoce świadomi i bardzo doświadczeni polegają na tych procesach podświadomej integracji, ponieważ życie nauczyło ich, że czyniąc tak, częściej mają rację, niż się mylą. Jednak kiedy sukces nie nadchodzi i zauważają, że popełniają błędy, powracają do bardziej wymiernych i świadomych form rozumowania.
Ponieważ myślenie intuicyjne pozwala na wyciąganie nieoczekiwanych wniosków, do których za pomocą zwykłego myślenia dochodziliby znacznie później, rolę intuicji uznają za centralną dla swego procesu myślowego. Menedżerowie wysokiego szczebla uważają, że intuicja przyczynia się do wielu ich osiągnięć. Umysł, który nauczył się ufać samemu sobie, bardziej będzie polegał na tym procesie niż ten, który sobie nie ufa. Dotyczy to zarówno sfery biznesu, jak i sportu, nauki czy sztuki - najbardziej złożonych obszarów ludzkiej aktywności.
Intuicja jest znacząco skorelowana z wysoką samooceną w tym sensie, że wyraża wysoką wrażliwością szacunek dla sygnałów wewnętrznych. Na początku tego stulecia Carl G. Jung akcentował, jak ważny jest szacunek dla wewnętrznych sygnałów w kontekście kreatywności. Później Carl Rogers odniósł go do samoakceptacji, autentyczności i zdrowia psychicznego

Kreatywność.

Osoby twórcze słuchają wewnętrznych sygnałów i ufają im w większym stopniu niż ludzie przeciętni. Ich umysły są mniej podporządkowane obowiązującym systemom przekonań, przynajmniej w sferze kreatywności. Są znacznie bardziej samowystarczalni. Mogą uczyć się od innych, będących dla nich źródłem inspiracji. Ale własne myśli i pomysły cenią wyżej niż większość ludzi.
Badania wskazują, że ludzie twórczy częściej zapisują swoje pomysły; poświęcają czas na ich pielęgnację i rozwijanie; wkładają energię w dociekanie, dokąd mogą one prowadzić. Słowem: cenią wytwory własnego umysłu.
Osoby twórcze słuchają wewnętrznych sygnałów i ufają im w większym stopniu niż ludzie przeciętni. Ich umysły są mniej podporządkowane obowiązującym systemom przekonań, przynajmniej w sferze kreatywności. Są znacznie bardziej samowystarczalni. Mogą uczyć się od innych, będących dla nich źródłem inspiracji. Ale własne myśli i pomysły cenią wyżej niż większość ludzi.
Badania wskazują, że ludzie twórczy częściej zapisują swoje pomysły; poświęcają czas na ich pielęgnację i rozwijanie; wkładają energię w dociekanie, dokąd mogą one prowadzić. Słowem: cenią wytwory własnego umysłu.

Niezależność.

Samodzielność myślenia w sposób naturalny współwystępuje - zarówno jako przyczyna, jak i konsekwencja - ze zdrową samooceną. Podobnie jest z braniem pełnej odpowiedzialności za własne życie, za realizację celów i osiąganie szczęścia.

Elastyczność.

Być elastycznym oznacza potrafić reagować na zmiany bez zbędnych więzi, które łączą z przeszłością. Uporczywe trzymanie się przeszłości w obliczu nowych zmieniających się okoliczności jest skutkiem braku poczucia bezpieczeństwa i zaufania do siebie.
Zesztywnienie jest reakcją, którą spotykamy czasem u przerażonych zwierząt - zastygają w bezruchu. Podobnie zachowują się czasami ludzie, napotykając lepszego od siebie konkurenta. Nie dociekają: „czego możemy się nauczyć od konkurencji?" Ślepo trzymają się dotychczasowej metody postępowania, dumnie ignorując fakt, iż nie przynosi już ona spodziewanych efektów. Sztywność jest często odpowiedzią umysłu, który nie ufa w swoją zdolność radzenia sobie z nowym czy opanowania nieznanego - albo który po prostu wpadł w samozachwyt lub się rozleniwił.
Elastyczność, przeciwnie, jest naturalną konsekwencją wysokiej samooceny. Umysł, który ufa sobie, jest lotny, pozbawiony nieistotnych więzi, zdolny szybko reagować na nowości, ponieważ jest otwarty na wszystko, co można zobaczyć.

Reakcja na zmiany

Z powyższych powodów wysokiej samooceny nie przeraża ewentualność zmiana. Wysoka samoocena płynie wraz z nurtem rzeczywistości; niska z nim walczy. Wysoka samoocena przyspiesza czas reakcji; niska go zwalnia. Umiejętność reagowania na zmiany koreluje więc ze wspomnianą wyżej dobrą orientacją w rzeczywistości, a poprzez to z siłą ego

Przyznawanie się do błędów i korygowanie ich

Podstawową cechą zdrowej samooceny jest silna orientacja na rzeczywistość. Fakty są ważniejsze niż przekonania. Prawda jest większą wartością niż posiadanie racji. Świadomość jest bardziej pożądana niż ochronna nieświadomość. Jeżeli zaufanie do siebie wiąże się z szacunkiem do rzeczywistości, wówczas korygowanie błędów jest ważniejsze niż udawanie, że się ich nie popełniło.
Zdrowa samoocena nie wstydzi się powiedzieć: „myliłem się", gdy wymaga tego sytuacja. Zaprzeczanie i obrona siebie cechują brak poczucia bezpieczeństwa, poczucie winy, nieprzystosowania i wstydu. Niska samoocena traktuje przyznanie się do błędu jako upokorzenie, a nawet potępienie siebie.

Życzliwość i współpraca

Internalizacja, uwewnętrznianie – mechanizm polegający na przyjmowaniu za własne narzucanych z zewnątrz postaw, poglądów, norm i wartości. W psychologii jest rozumiana jako mechanizm obronny.
Na początku główną rolę w tym procesie pełnią rodzice dziecka (szczególnie gdy jest ono w wieku przedszkolnym i w pierwszych latach uczęszczania przez nie do szkoły), później wychowawcy oraz grupy rówieśnicze, a po osiągnięciu przez daną osobę wieku dorosłego grupy społeczne i jednostki, z którymi się ona identyfikuje i które są dla niej autorytetem. W wyniku internalizacji normy heteronomiczne (ustanowione nie przez tych, których mają obowiązywać) przekształcają się w normy autonomiczne (ich przestrzeganie nie wymaga już kontroli z zewnątrz).
Internalizacja jest więc jednym z najważniejszych mechanizmów socjalizacji i społecznego rozwoju człowieka. Dziecko traktowane z szacunkiem internalizuje ten szacunek, a następnie traktuje z szacunkiem otoczenie. I odwrotnie, dziecko, które jest upokarzane, internalizuje tę postawę i rośnie reagując na innych lękiem oraz wściekłością. Jeżeli odczuwam wewnętrzną spójność, bezpieczeństwo w obrębie własnych granic, prawo do mówienia „nie" - życzliwość staje się naturalną konsekwencją.
Nie ma potrzeby obawiać się innych, nie ma potrzeby chować się w fortecy wrogości. Jeżeli czuję się bezpieczny w swoim prawie do istnienia, pewny, że do siebie należę, jeżeli nie przeraża mnie poczucie pewności u innych, wówczas współpraca z nimi dla osiągnięcia wspólnych celów rozwija się w sposób spontaniczny. Służy moim własnym interesom, zaspokaja moje różnorodne potrzeby, nie jest zakłócana lękiem i wątpliwościami.
Empatia i współczucie, w nie mniejszym stopniu niż życzliwość i współpraca, to cechy znacznie częściej spotykane u osób z wysoką niż z niską samooceną - moje relacje z ludźmi stanowią odzwierciedlenie mojej relacji z sobą samym. Komentując przykazanie „kochaj bliźniego jak siebie samego", pewien robotnik - filozof, Erie Hoffer, stwierdził, że tak właśnie postępują ludzie: nienawidzą siebie, nienawidzą innych.
Mordercy świata, dosłownie i w przenośni, nie są znani z ciepłego i kochającego stosunku wobec swojego wewnętrznego ja.

Kontekst i działanie

W odniesieniu do funkcjonowania umysłu to, co adekwatne, określane jest przez kontekst. Działanie świadome nie implikuje zawsze tego samego stanu umysłu, ale raczej stan adekwatny do tego, co się robi. Jeżeli na przykład baraszkuję na podłodze z dzieckiem, stan mojego umysłu będzie inny, niż gdy piszę książkę. Ale fakt, że działam świadomie, ujawni się w tym, że niezależnie od tego, jak bardzo pozornie zbliżam się do poziomu dziecka, część mojego umysłu kontroluje sytuację, by wiedzieć, że dziecku nie stanie się nic złego. Jeżeli zaś nie zwracam uwagi na to, co się dzieje, jestem zbyt gwałtowny i wyrządzam dziecku krzywdę, poziom mojej świadomości jest nieadekwatny do sytuacji. Adekwatność stanu świadomości może być określana tylko w odniesieniu do danego celu. Stany „właściwy" i „niewłaściwy" nie występują w próżni.
Ponieważ mamy do wyboru nieskończoną liczbę obiektów, których można być świadomym, przeto w naszym umyśle przebiega nieustanny proces selekcji. Decydując się być tutaj, jednocześnie dokonuję wyboru, żeby nie być gdzie indziej - przynajmniej w tej chwili. Siedząc przy komputerze, pozostaję stosunkowo obojętny na swoje otoczenie. Jeżeli jednak oderwę uwagę od komputera, uświadomię sobie hałas przejeżdżających samochodów, krzyk dziecka, szczekanie psa.
Innymi słowy, wszystkie te dźwięki znikają z pola mojej świadomości, a mój umysł jest zaabsorbowany wyłącznie słowami, które powstają w nim, a potem pojawiają się na ekranie komputera. Mój cel i wartości dyktują standardy selekcji.

Odpowiedzialność wobec rzeczywistości.

Życie świadome pociąga za sobą poszanowanie faktów - zarówno ze świata wewnętrznego (potrzeb, pragnień, emocji), jak i zewnętrznego. Przeciwieństwem jest brak szacunku dla rzeczywistości, który określa postawa typu: „jeżeli czegoś nie widzę i nie uznaję, to nie istnieje". Jeżeli żyjemy świadomie, nie wyobrażamy sobie, że nasze odczucia nieomylnie wskazują prawdę. Życie świadome oznacza życie odpowiedzialne względem rzeczywistości. Niekoniecznie musi podobać się nam to, co widzimy, ale rozpoznajemy, że jest to, co jest, i nie ma tego, czego nie ma. Życzenia, lęki czy zaprzeczenia nie zmienią faktów.
Jeżeli jakieś stwierdzenie jest prawdziwe, moje zaprzeczanie nie zmieni go w fałszywe. Kiedy żyjemy świadomie, nie mylimy subiektywnego z obiektywnym. Nie wyobrażamy sobie, że nasze odczucia nieomylnie wskazują prawdę. Możemy wiele nauczyć się od nich. Mogą one kierować nas ku ważnym faktom. Ale za odczuciami musi podążać refleksja oraz konfrontacja z rzeczywistością - zatem udział rozumu. Powiedziawszy to, przyjrzyjmy się bliżej, co składa się na praktykę świadomego życia.

Cechy życia świadomego.

Ucieczka przed bólem i lękiem.

Nie ma nic bardziej naturalnego niż unikanie lub wypieranie tego, co powoduje lęk i ból. Ponieważ dotyczy to również faktów, które we własnym interesie powinniśmy poznać i rozważyć, przeto musimy pokonać te impulsy. To zaś wymaga uświadamiania ich sobie. Potrzebujemy zatem nastawienia na samopoznanie i samoświadomość - kierowania świadomości zarówno do wewnątrz, jak i na zewnątrz.
Elementem świadomego życia jest wyczulenie na pojawiającą się niekiedy zwodniczą tęsknotę za nieświadomością. Wymaga to od nas najbardziej bezwzględnej uczciwości, na jaką nas stać.
Lęk i ból powinny być traktowane nie jako sygnał, by zamknąć oczy, ale by je otworzyć szerzej, nie odwracać wzroku, ale patrzyć z większą uwagą. Nie jest to zadanie łatwe i wymaga wysiłku. Nierealistycznie byłoby myśleć, że zawsze spełnimy je doskonale. Ale szczerość intencji u ludzi bywa bardzo różna. Jej stopień zaś ma wielkie znaczenie. Wysoka samoocena nie domaga się nieskazitelnego sukcesu, ale szczerego zamiaru, by być świadomym.

Spójność celów z działaniem.


To zagadnienie jest ściśle powiązane z poprzednim. Czasami pomiędzy celami a sposobem spędzania czasu i wydatkowania energii brakuje spójności. Sprawom, o których twierdzimy, że są najważniejsze, poświęcamy najmniej uwagi - podczas gdy w te mniej istotne angażujemy się znacznie bardziej. Życie świadome polega więc na kontrolowaniu zgodności postępowania z celami. Jeżeli zostanie wykryta niespójność, należy przemyśleć albo zachowanie, albo cel.

Poszukiwanie informacji zwrotnych

Podczas lotu pilot może nieco zboczyć z kursu. Uzyskawszy informację zwrotną o tym, ma możliwość wniesienia poprawek, aby przywrócić samolot na właściwy kurs. W życiu i podczas realizacji celów nie można raz określić kursu, a potem pozostawać ślepym na wszelkie sygnały. Zawsze istnieje możliwość, że nowa informacja będzie wymagała od nas korekty planów i intencji. Szybkość, z jaką zauważamy zmiany i adekwatnie reagujemy na nie, zależy od poziomu świadomości, na którym funkcjonujemy.
Czy uparcie zachowuję się w określony sposób, nie zwracając uwagi, czy przynosi on pożądany rezultat?
Czy kiedy widzę, że dany sposób nie przynosi efektu, próbuję czegoś innego?
Innymi słowy, czy funkcjonuję mechanicznie, czy też świadomie?

Zrozumieć rzeczywistość.

W dążeniu do zrozumienia i mistrzostwa napotykamy trudności. Kiedy tak się dzieje, mamy możliwość wyboru: wytrwać albo się poddać. Uczniowie stają wobec takiej alternatywy w szkole. Każdy ma tę alternatywę w osobistych relacjach z ludźmi. Jeżeli jesteśmy wytrwali w dążeniu do skuteczności, a jednak na drodze do realizacji celu stają przeszkody, możemy zrobić przerwę na odpoczynek lub spróbować nowego podejścia, ale nie możemy się poddać rozpaczy lub zrezygnować z siebie i dać się pokonać. Jeżeli się poddamy, wycofamy, popadniemy w bierność albo będziemy udawać, że podejmujemy próby. Zawęzimy pole świadomości - by uciec od bólu i frustracji, które towarzyszyły naszym wysiłkom. Świat należy do wytrwałych.
Oczywiście, czasami możemy podjąć racjonalną decyzję, by ustać w wysiłkach zrozumienia lub opanowania czegoś, ponieważ w kontekście preferowanych przez siebie innych wartości oraz zainteresowań dalsze wydatkowanie czasu, energii i umiejętności jest nieuzasadnione. Jest to jednak inne zagadnienie, nie związane bezpośrednio z omawianym teraz tematem - oprócz tego, że decyzja o zaprzestaniu działania powinna być świadoma.

Otwartość na nowe.

Nie funkcjonujemy na wysokim poziomie świadomości, jeżeli jesteśmy tak bardzo pochłonięci tym, co już wiemy, że nie interesują nas albo odcinamy się od nowych informacji, które mogłyby mieć wpływ na nasze poglądy i przekonania. Taka postawa wyklucza możliwość rozwoju.
Wyjściem nie jest podawanie w wątpliwość wszystkiego, ale raczej postawa otwartości na nowe doświadczenia i wiedzę. Nawet gdy na początku nie popełniliśmy błędu, nawet gdy założenia wyjściowe są nadal aktualne, zawsze możliwe jest wprowadzenie nowych wyjaśnień, poprawek i ulepszeń. Czasami zaś założenia wyjściowe są błędne i wymagają rewizji. Prowadzi to do następnego punktu.

Reagowanie na błędy.

Kiedy przyjmiemy pewne założenie lub ideę za prawdziwą, prawie zawsze z upływem czasu przywiązujemy się do niej. Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że możemy nie chcieć dostrzegać dowodów na to, że się mylimy. Podobno Karol Darwin, ilekroć dowiadywał się o fakcie, który wydawał się przeczyć jego teorii ewolucji, zapisywał go natychmiast, ponieważ nie ufał, że jego pamięć tę informację przechowa.
Zycie świadome wymaga przede wszystkim lojalności wobec prawdy, a nie dążenia, by za wszelką cenę mieć rację. Każdy z nas czasami się myli, każdy popełnia błędy, ale jeżeli łączymy poczucie własnej wartości (a raczej pseudopoczucie własnej wartości) z nieomylnością albo jesteśmy nadmiernie przywiązani do własnego stanowiska, wówczas musimy w źle pojętej samoobronie zawężać świadomość.
Odczuwanie przyznania się do błędu jako upokorzenia jest świadectwem wadliwej samooceny.

Poznanie rzeczywistości

Pragnienie zrozumienia

Wszyscy ulegamy, bardziej niż sobie to uświadamiamy, wpływom świata, w którym żyjemy - pod względem fizycznym, kulturowym, społecznym, ekonomicznym i politycznym: Pozostawać obojętnym na te siły, wyobrażać sobie, że żyjemy w próżni, znaczyłoby żyć jak lunatyk. Zycie świadome zawiera pragnienie zrozumienia pełnego kontekstu. Oczywiście osoba obdarzona wysoką inteligencją, o skłonnościach do filozoficznej refleksji będzie głębiej zainteresowana tym zagadnieniem niż osoba mniej inteligentna.
Ale nawet wśród ludzi o ograniczonych możliwościach intelektualnych można dostrzec różnice w stopniu zainteresowania tymi sprawami - różnice w stopniu ciekawości, refleksji, świadomości, że jest coś, o czym można myśleć. I znowu, jako że nie jesteśmy ani wszechwiedni, ani nieomylni, naczelną wartość mają nasze intencje i ich wyraz w działaniu.
Pragnienie poznania rzeczywistości nie tylko zewnętrznej, ale i wewnętrznej: świata potrzeb, uczuć, aspiracji, motywów, by nie być dla siebie obcym człowiekiem.
Wielu ludzi, którzy są dumni ze swojej uniwersalnej wiedzy: od fizyki przez filozofię polityki, estetykę i najnowsze odkrycia na temat Saturna do nauk buddyzmu zen. A jednak pozostają ślepi na działania własnego wewnętrznego wszechświata.
Stan ruiny, w którym znajduje się ich życie osobiste, jest najlepszym świadectwem skali nieświadomości co do ich wnętrza. Zaprzeczają i nie przyznają się do swoich potrzeb, racjonalizują swoje emocje, intelektualizują (lub uduchowiają) swój sposób zachowania - przechodząc od jednego niesatysfakcjonującego związku do drugiego albo pozostając całe życie w tym samym, lecz nie robiąc nic, by go ulepszyć. Człowiek, który wykorzystuje swoją świadomość do wszystkiego oprócz zrozumienia samego siebie, nie żyje świadomie.

Intencje poznania

Oczywiście czasami wysiłki zmierzające do poznania siebie znajdują się w impasie i potrzebujemy pomoc. Ważna jest jednak intencja, kierunek: pragnienie poznania wewnętrznego świata potrzeb, uczuć, motywów, procesów myślowych. W odróżnieniu od odsunięcia się od siebie, wyobcowania z siebie, co w różnym stopniu charakteryzuje większość ludzi. Oto pytania, których wymaga inteligentne samopoznanie. Jest to podejście całkowicie odmienne od chorobliwego koncentrowania się na sobie, polegającego na mierzeniu co dziesięć minut swojej emocjonalnej temperatury.

Sztuka dostrzegania

Nie zaleca się obsesyjnego zajmowania się sobą. dokonywania „introspekcji", ponieważ ten termin sugeruje coś znacznie bardziej technicznego i odległego od doświadczeń przeciętnego człowieka. Aby zaś dostrzegać, muszę być zainteresowany. Muszę uważać, że ta praktyka jest wartościowa. Muszę wierzyć, że poznanie siebie ma wartość.
Może zechcę przyjrzeć się sprawom kłopotliwym. Muszę być przekonany, że na dłuższą metę odniosę większą korzyść ze świadomości niż z jej braku.
Dlaczego powinniśmy zwracać uwagę na odczucia płynące z ciała? Można podać chociażby taki przykład: byłoby to przydatne człowiekowi, który wolałby uniknąć zawału serca i dlatego czerpałby korzyści z ostrzeżeń o nadchodzącym stresie.
Dlaczego powinniśmy zwracać uwagę na uczucia, które pojawiają się podczas kontaktu z drugim człowiekiem? Aby lepiej zrozumieć własne reakcje i zachowania.
Dlaczego powinniśmy zwracać uwagę na schematy swoich zachowań? By wiedzieć, które działania przynoszą pożądany rezultat, a które nie, i w ten sposób odkryć, które należałoby zmienić.
Dlaczego powinniśmy zwracać uwagę na to, co nas ekscytuje, a co wyczerpuje? By mieć częstszy kontakt z pierwszym, a rzadszy z drugim (a do czego w żadnym wypadku nie dochodzi automatycznie czy „instynktownie")
. Dlaczego warto definiować wewnętrzne głosy? By rozpoznać obce wpływy niosące własne zestawy priorytetów (na przykład głos rodzica lub autorytetu religijnego); by nauczyć się odróżniać własny głos od pozostałych; by kierować swoim życiem jako autonomiczna osoba.

Świadomość własnego świata.

Pragnienie uświadomienia sobie własnego świata wartości oraz ich źródeł, tak by nie ulegać wartościom nieracjonalnie lub bezkrytycznie przejętym od innych. Ten punkt ściśle wiąże się z poprzednim. Jednym z przejawów życia nieświadomego jest obojętność wobec wartości, które kierują naszym zachowaniem, a nawet brak zainteresowania tą kwestią.
Każdy z nas czasami wyciąga z doświadczeń błędne czy nieracjonalne wnioski, które mogą stać się podstawą do sformułowania szkodliwych dla nas wartości. Ponadto każdy z nas przyjmuje wartości z otaczającego świata - od rodziny, rówieśników, kultury - te zaś nie zawsze są racjonalne czy służą naszym prawdziwym interesom; prawdę mówiąc, rzadko są takie.
Młodzi ludzie, którzy dorastając widzą wiele przykładów nieuczciwości i hipokryzji, mogą wysnuć wniosek: „tak właśnie wygląda świat, muszę się do tego przystosować". W konsekwencji lekceważą uczciwość i prawość.
W procesie socjalizacji mężczyzna może utożsamić wartość osobistą z wysokością swoich zarobków, a kobieta ze statusem mężczyzny, którego poślubia. Takie wartości niweczą wysoką samoocenę; niemal nieuchronnie prowadzą do alienacji od siebie oraz tragicznych decyzji życiowych. Zycie świadome wymaga oceny wartości, które determinują nasze cele, w świetle rozumu i własnych doświadczeń.

Uzależnienia

Ucieczka od świadomości wyraźnie uwidacznia się na obszarze uzależnień. Kiedy uzależniamy się od alkoholu, narkotyków lub destruktywnych związków z ludźmi, ukrytą intencją jest redukcja lęku i bólu - uniknięcie świadomości głębokiej bezradności i cierpienia. Uzależniamy się od środków uspokajających i kojących.
Jednak lęk i ból nie znikają. Są po prostu w mniejszym stopniu uświadamiane. A ponieważ nieuchronnie wydostają się na powierzchnię z coraz większą intensywnością, potrzebujemy coraz większych dawek trucizny, by trzymać świadomość na uwięzi. Jeśli jesteśmy uzależnieni od środków pobudzających, uciekamy od wyczerpania lub depresji, które te mają maskować.
Bez względu na to, co jeszcze dopełnia obrazu określonego przypadku, zawsze występuje ucieczka od świadomości. Dla osoby uzależnionej świadomość jest wrogiem.
Jeżeli wiem, że alkohol jest dla mnie niewskazany, a mimo to piję, muszę najpierw wyłączyć światło świadomości. Jeżeli wiem, że z powodu uzależnienia straciłem pracę w trzech miejscach, a mimo to ją biorę, muszę najpierw oślepić swój rozum, muszę przestać widzieć to, co widzę, i wiedzieć to, o czym wiem.
Jeżeli rozpoznaję, że pozostaję w związku, który rujnuje moją godność, niszczy poczucie wartości, zagraża mojemu zdrowiu fizycznemu, a jednocześnie decyduję się w nim trwać, muszę najpierw uciszyć głos rozsądku, omamić rozum, zmienić się w funkcjonalnego głupca.
Autodestrukcja to dzieło, którego najlepiej dokonuje się po ciemku.


Samoakceptacja

Próba zdefiniowania

Bez akceptacji siebie poczucie własnej wartości jest niemożliwe. Te dwa pojęcia są tak mocno ze sobą związane, że wręcz czasami się je myli. Jednak mają odmienne znaczenie i każde z nich powinno być rozumiane odrębnie. Podczas gdy samoocena jest czymś, czego doznajemy, akceptacja siebie jest czymś, co robimy. Definiując przez zaprzeczenie, akceptacja siebie jest odmową bycia swoim wrogiem.
Pojęcie to ma trzy poziomy znaczenia. Rozpatrzymy po kolei każdy z nich.

Poziomy samoakceptacji

Pierwszy poziom samoakceptacji

Akceptować siebie to być po swojej stronie, być swoim sprzymierzeńcem.
W znaczeniu najbardziej podstawowym samoakceptacja odnosi się do poszanowania i troski o siebie, które wynikają z faktu, że jestem żywą i świadomą istotą. W tym sensie jest bardziej pierwotna niż poczucie własnej wartości.
Jest przedracjonalnym i przedmoralnym aktem afirmacji siebie - wrodzonym egoizmem, który jest naturalnym prawem każdej istocie ludzkiej - choć mamy zdolność działać przeciw niemu i go eliminować.
Niektórzy odrzucają siebie na tak głębokim poziomie, że nie mogą nawet zacząć pracować nad swoim rozwojem, dopóki nie zajmą się tym problemem. W przeciwnym razie żadna terapia nie będzie przynosiła skutków, nowa wiedza nie będzie integrowana, nie nastąpi żaden znaczący postęp.
Samoakceptacja może dać siły do konfrontacji z tym, co trzeba dojrzeć we własnym wnętrzu, bez popadania w nienawiść do siebie, zaprzeczania własnej wartości, rezygnacji woli życia. Samoakceptacja pociąga za sobą deklarację: „decyduję się cenić siebie, traktować się z szacunkiem i walczyć o swoje prawo do istnienia". Ta pierwotna afirmacja siebie stanowi fundament, na którym wyrasta poczucie własnej wartości.
Może być uśpiona i nagle się obudzić. Może walczyć o nasze życie, nawet gdy jesteśmy przepełnieni rozpaczą. Kiedy jesteśmy krok od samobójstwa, może sprawić, że chwycimy za telefon, by przywołać pomoc. Po latach znoszenia bólu i upokorzenia może nakazać nam krzyknąć „nie!". Kiedy chcemy już tylko położyć się i umrzeć, może zmusić nas, by iść dalej. To głos siły życiowej. To „samolubstwo" w najbardziej szlachetnym sensie. Jeżeli milknie, pierwszą ofiarą pada poczucie własnej wartości.

Drugi poziom samoakceptacji

Samoakceptacja pociąga za sobą wolę doświadczania - tj. uzmysławiania sobie bez przeoczeń i uników - myśli, które snujemy, uczuć, które odczuwamy, pragnień, które mamy, czynów, których dokonujemy, bycia, kim jesteśmy. Jest odmową uznawania jakiegokolwiek aspektu nas - ciała, myśli, uczuć, czynów, marzeń - za obce, za część „nie-ja". To gotowość doświadczania (a nie odcinania się od) wszystkich faktów naszego istnienia w danej chwili - myślenia własnych myśli, posiadania własnych uczuć, uświadamiania sobie swojego rzeczywistego zachowania.
Gotowość doświadczania i akceptowania uczuć nie oznacza, że muszą one decydować o naszym postępowaniu. Jeśli nie jestem dzisiaj w nastroju do pracy, mogę rozpoznać to uczucie, przeżyć je, zaakceptować, a następnie... przystąpić do pracy. Będę jednak pracować z jaśniejszym umysłem, bo nie rozpocząłem dnia od oszukiwania siebie. Jeżeli w pełni doświadczymy i zaakceptujemy negatywne uczucia, często będziemy w stanie się ich pozbyć. Uzyskawszy bowiem prawo istnienia, odchodzą z centralnej pozycji.
Gotowość doświadczania i akceptowania uczuć nie oznacza, że muszą one decydować o naszym postępowaniu. Jeżeli w pełni doświadczymy i zaakceptujemy negatywne uczucia, często będziemy w stanie się ich pozbyć. Uzyskawszy bowiem prawo istnienia, odchodzą z centralnej pozycji. Samoakceptacja jest gotowością do powiedzenia o każdej swojej emocji i zachowaniu: „to jest wyraz mnie, który nie musi mi się koniecznie podobać, ale jest mimo wszystko ekspresją mojej osoby, przynajmniej w chwili, kiedy się pojawia". Jest to poczucie realizmu, szacunku dla rzeczywistości. Jeżeli mam natrętne myśli, mam je. W pełni akceptuję realność tego doświadczenia. Jeżeli odczuwam ból, złość, lęk lub niestosowne pożądanie - czuję, że to, co jest prawdą, jest prawdą. Nie racjonalizuję, nie zaprzeczam, nie próbuję się tłumaczyć. Czuję to, co czuję, i akceptuję realność doświadczenia. Jeżeli podjąłem działania, których się później wstydzę - taka jest rzeczywistość. Nie wysilam się, by fakty zniknęły. Jestem gotowy spojrzeć prawdzie w oczy. Jest to, co jest.
Zaakceptować" coś oznacza więcej niż „dostrzec" czy „przyznać". To doświadczyć czegoś, stanąć w jego obecności, kontemplować jego realność, włączyć w świadomość. Muszę otworzyć się i w pełni doświadczyć niepożądanych emocji, nie tylko pobieżnie je zarejestrować. Mogę uświadomić sobie jakiś fakt i przejść nad nim do porządku dziennego tak szybko, że będę miał tylko złudzenie, iż praktykuję samoakceptację. W rzeczywistości będę praktykować zaprzeczanie i samooszukiwanie.
Załóżmy, że nauczyciel próbuje wyjaśnić mi, gdzie popełniłem błąd. Mówi życzliwym i niekarcącym głosem, a jednak jestem zirytowany, niecierpliwy, chciałbym, żeby skończył już i poszedł sobie. W czasie gdy mówi, jestem zmuszony uwzględniać, że popełniłem błąd. Kiedy jednak odchodzi, mogę usunąć ten fakt ze świadomości - przyznaję, że popełniłem błąd, czy to nie wystarczy? - a to zwiększa prawdopodobieństwo, że popełnię podobny błąd jeszcze raz.
Samoakceptacja jest wstępnym warunkiem rozwoju. Jeżeli spotykam się z błędem, który popełniłem, to przyznając, że był mój, uzyskuję dość swobody, by móc wyciągać z niego wnioski i nie popełnić go w przyszłości. Natomiast nie mogę uczyć się na błędach, do których się nie przyznaję.
Jeżeli nie przyznam, że często żyję nieświadomie, jak mogę nauczyć się żyć świadomie? Jeżeli nie przyznam, że często żyję nieodpowiedzialnie, jak mogę nauczyć się żyć bardziej odpowiedzialnie? Jeżeli nie przyznam, że często jestem bierny, jak mogę nauczyć się żyć bardziej aktywnie?
Nie mogę pokonać strachu, do którego się nie przyznaję. Nie mogę skorygować błędów w kontaktach ze kolegami, jeżeli nie przyznam, że istnieją. Nie mogę zmienić w sobie pewnych cech, jeżeli upieram się, że ich nie mam. Nie mogę wybaczyć sobie czynów, do których się nie przyznaję. Nie można faktycznie służyć sobie, nie można podnosić swojej samooceny, jeżeli brakuje akceptacji siebie.

Trzeci poziom samoakceptacji

Samoakceptacja wiąże się ze współczuciem, z byciem przyjacielem dla siebie samego. Załóżmy, że zrobiłem coś, czego żałuję, czego się wstydzę i co sobie wyrzucam. Samoakceptacja nie zaprzecza rzeczywistości, nie upiera się, że to, co złe, tak naprawdę jest dobre. Natomiast wnika w kontekst, w jakim dany czyn został popełniony. Chce zrozumieć, dlaczego. Dlaczego coś, co jest złe lub niewłaściwie, wydawało się wówczas pożądane, stosowne, a może nawet konieczne?

Wsłuchiwanie się w uczucia

Do aktu akceptacji, jak i odrzucenia emocji dochodzi w wyniku splotu procesów umysłowych i fizycznych.
    Akt doznawania i akceptowania emocji składa się z:
  1. koncentracji na odczuciach i emocjach;
  2. delikatnego, głębokiego oddychania, odprężenia mięśni, pozwalania sobie na odczuwanie emocji;
  3. przyznania, że są to moje uczucia (co nazwiemy wzięciem ich w posiadanie).
    I odwrotnie, zaprzeczamy i odrzucamy emocje, gdy:
  1. unikamy uświadomienia ich sobie;
  2. kontrolujemy oddech i napinamy mięśnie, by się od nich odciąć lub je zdławić;
  3. odseparowujemy się od doświadczenia (w takim stanie często nie potrafimy rozpoznać własnych odczuć).
Kiedy pozwalamy sobie doświadczyć własnych emocji i zaakceptować je, czasami jesteśmy w stanie przejść na głębszy poziom świadomości, na którym może ujawnić się ważna dla nas informacja. Nie tłumić emocji!

Odpowiedzialność za siebie

Wstęp

By odczuwać, że potrafię żyć i zasługuję na szczęście, muszę mieć poczucie kontroli nad własną egzystencją. Wymaga to, bym chciał brać odpowiedzialność za swoje czyny i był wytrwały w dążeniu do wyznaczonych przez siebie celów. Oznacza to wzięcie odpowiedzialności za swoje życie i dobro. Odpowiedzialność za siebie jest niezbędna do wysokiej samooceny; jest jednocześnie jej odzwierciedleniem i przejawem. Związek między samooceną a jej filarami jest zawsze dwukierunkowy. Strategie, które generują wysoką samoocenę, są jednocześnie jej naturalnym wyrazem i konsekwencją.

Konsekwencje odpowiedzialności za siebie

Nikt nie ma obowiązku spełniać moich życzeń. Nie mam prawa dysponować niczyim życiem czy energią. Jeżeli mam pragnienia, ode mnie zależy odkrycie, jak je zaspokoić. Muszę wziąć odpowiedzialność za sformułowanie planu działania i jego realizację.
Jeżeli moje cele wymagają uczestnictwa innych ludzi, muszę być odpowiedzialny za stwierdzenie, co jest im potrzebne do współpracy ze mną, i zapewnienie im wszystkiego, co w granicach rozsądku powinienem. Respektuję też fakt, że kierują się własnym interesem. Wiem, że potrzebując ich współpracy lub pomocy, muszę być go świadomy i do niego się odwoływać.
Jeżeli nie jestem skłonny wziąć odpowiedzialności za realizację swoich pragnień, nie są to prawdziwe pragnienia, a jedynie mrzonki. Aby prawdziwe pragnienie zostało potraktowane poważnie, muszę realistycznie odpowiedzieć: Co jestem skłonny zrobić, by zdobyć to, czego pragnę?
Jestem odpowiedzialny za to, czy decyzje dotyczące tego, jak dysponuję czasem i energią, potwierdzają deklarowane przeze mnie wartości, czy też nie są z nimi spójne.
Jeżeli deklaruję, że kocham rodzinę bardziej niż wszystkich innych, a jednocześnie rzadko spędzam czas tylko z nią, większość wolnych chwil poświęcając przyjemnościom, zawsze otoczony przyjaciółmi, powinienem dostrzec tę sprzeczność i pomyśleć o jej następstwach.. Jeżeli wezmę odpowiedzialność za to, jak spędzam czas —, najczęstsza odpowiedź: „wyeliminowałbym około 30 procent swoich zajęć", „byłbym bardziej produktywny", „praca sprawiałaby mi więcej przyjemności", „byłbym przerażony, jak bardzo brakuje mi kontroli", „bardziej wykorzystywałbym swój potencjał".

Odpowiedzialność za relacje z ludzmi

W tym kontekście „odpowiedzialny" nie oznacza brania na siebie winy, ale bycie głównym czynnikiem sprawczym w swoim życiu i zachowaniu. Jeżeli wybory i zachowania są moje, to znaczy, że jestem ich źródłem. Muszę zaakceptować ten fakt. Muszę go mieć na uwadze, gdy podejmuję decyzje i działam.
Jakie to ma znaczenie? Chciałbym, żebyś sam odnalazł odpowiedź, dopisując jak najszybciej sześć zakończeń do trzonu zdania: Jeżeli wezmę pełną odpowiedzialność za swoje wybory i zachowania, to...
Zasada, dotyczy również interakcji z innymi - wyboru towarzystwa oraz stopnia świadomości (bądź jej braku) przebiegu spotkania z drugim człowiekiem. Czy jestem w pełni obecny, gdy spotykam drugiego człowieka? Czy uświadamiam sobie treść wypowiedzi? Czy myślę o konsekwencjach wypowiedzianych przez siebie słów? Czy zauważam, jaki wpływ na innych ma to, co mówię i robię?
Jestem odpowiedzialny za to, co mówię i jak słucham. Jestem odpowiedzialny za obietnice, których dotrzymuję lub nie. Jestem odpowiedzialny za racjonalność lub nieracjonalność swoich zachowań. Unikam odpowiedzialności, kiedy za swoje zachowania próbuję obwiniać innych: „ona doprowadza mnie do szału", „on pociąga za wszystkie sznurki", „zachowywałbym się rozsądnie, gdyby ona nie..."

Odpowiedzialność za swoje szczęście.

Jedną z cech niedojrzałości jest przekonanie, że zapewnienie mi szczęścia jest zadaniem jakiegoś innego człowieka, podobnie jak zadaniem rodziców było utrzymanie mnie przy życiu. Gdyby tylko ktoś mnie pokochał, wówczas kochałbym siebie. Gdyby tylko ktoś się mną zaopiekował, byłbym zadowolony. Gdyby tylko ktoś wyzwolił mnie od konieczności dokonywania wyborów, byłbym beztroski. Gdyby tylko ktoś dał mi szczęście. Oto bardzo prosta i bardzo skuteczna fraza do dokończenia, sprzyjająca przebudzeniu nas do rzeczywistości: Jeżeli wezmę pełną odpowiedzialność za swoje szczęście to —
Branie odpowiedzialności za własne szczęście ma wielką moc. Pozwala wziąć życie we własne ręce. Dopóki nie przyjąłem tej odpowiedzialności, mogę wyobrażać sobie, że będzie ciężarem. Potem odkrywam, że mnie wyswobadza.

Odpowiedzialność za wartości.

Jestem odpowiedzialny za akceptowanie i wybór wartości, zgodnie z którymi żyję.
Jeżeli żyję według wartości, które biernie i bezmyślnie zaakceptowałem czy przejąłem od innych, mogę wyobrażać sobie, że stanowią „moją naturę", że po prostu „taki jestem". Mogę unikać przyznania, iż jest to wynik dokonanego wyboru.
Uznawszy, że w przyjmowaniu wartości mają zasadnicze znaczenie wybór i decyzja, będę mógł spojrzeć świeżym okiem na wyznawane przez siebie wartości, zastanowić się nad nimi i, jeżeli trzeba, zrewidować je. Znowu wzięcie odpowiedzialności wyswobadza mnie.

Odpowiedzialność za podnoszenie samooceny.

Poczucie własnej wartości nie jest darem, który możemy od kogoś dostać. Rodzi się wewnątrz nas. Bierne oczekiwanie na coś, co podniesie moją samoocenę, jest skazywaniem siebie na życie pełne frustracji.
To, czy ktoś wierzy w Boga i czy wierzy, że jesteśmy dziećmi bożymi, nie ma znaczenia z punktu widzenia wymogów samooceny. Załóżmy, że Bóg istnieje i wszyscy jesteśmy jego dziećmi. W tym sensie wszyscy jesteśmy równi. Czy to oznacza, że wszyscy powinni mieć taki sam poziom samooceny, niezależnie czy ktoś żyje świadomie, czy nieświadomie, odpowiedzialnie czy nieodpowiedzialnie, uczciwie czy nieuczciwie? Wcześniej pokazaliśmy, że to niemożliwe. Nasz umysł nie może uchylić się od rejestrowania wyborów postępowania, jakich dokonujemy, i niemożliwe jest, by nie miały one wpływu na poczucie siebie. Jeżeli jesteśmy dziećmi bożymi, nasuwają się dalsze pytania: Co zamierzamy w związku z tym zrobić? Jak zamierzamy ten fakt wykorzystać? Czy docenimy, co nam ofiarowano, czy odrzucimy to?
Jeżeli zdradzimy samych siebie i odrzucimy własną moc, jeżeli będziemy żyć bezmyślnie, bezcelowo, bez wewnętrznej spójności, czy możemy się wykupić, zdobyć poczucie własnej wartości przez deklarację, że jesteśmy krewnymi Boga? Czy mamy uwolnić się od osobistej odpowiedzialności? Ludzie, którym brakuje poczucia własnej wartości, często utożsamiają wysoką samoocenę z „byciem kochanym". Jeżeli nie czują się kochani przez rodzinę, czasami pocieszają się myślą, że Bóg ich kocha, i próbują z tym związać poczucie swojej wartości.
Jednakże nawet przy najlepszych chęciach, jak inaczej można traktować tę strategię, jeżeli nie jako przejaw bierności? Nie wierzę, że jest nam pisane pozostawać uzależnionymi dziećmi. Wierzę, że jest nam sądzone dorastać, to znaczy stawać się odpowiedzialnymi za siebie - samodzielnymi psychicznie i finansowo. Bez względu na to, jaką rolę w naszym życiu może pełnić wiara w Boga, z pewnością nie ma polegać ona na uzasadnianiu naszego braku świadomości, odpowiedzialności i uczciwości.

Odpowiedzialność Podsumowanie.

Musimy wziąć odpowiedzialność za własne życie i szczęście, ale nie prawda, że człowiek nigdy nie cierpi z powodu jakiegoś wypadku lub z winy innych albo że jest odpowiedzialny za wszystko, co mu się przydarza. Nie jest prawdziwe przekonanie typu: „jestem odpowiedzialny za każdy aspekt własnej egzystencji, za wszystko, co mi się przytrafia". Nad pewnymi sprawami mamy kontrolę, nad innymi nie. Jeżeli biorę odpowiedzialność za sprawy, które są poza moją kontrolą, narażam na niebezpieczeństwo swoją samoocenę, ponieważ niewątpliwie nie spełnię swoich oczekiwań.
Jeżeli odmawiam brania odpowiedzialności za sprawy, nad którymi mam kontrolę, także narażam samoocenę na niebezpieczeństwo. Muszę rozróżniać pomiędzy tym, co zależy ode mnie, a co nie. Jedyną świadomością, nad którą sprawuję wolicjonalną kontrolę, jest moja własna. Dosyć łatwo jest zauważyć różnicę między ludźmi, którzy biorą odpowiedzialność za siebie, i tymi, którzy tego nie robią. Odpowiedzialność za siebie przejawia się w aktywnym, a nie biernym podejściu do pracy (i życia).
Gdy pojawia się problem, osoby odpowiedzialne za siebie pytają: „co mogę zrobić? Jakie działania mogę podjąć?" Jeżeli coś się nie udaje, za­stanawiają się: „Czego nie dopatrzyłem? Gdzie popełniłem błąd? Jak mogę naprawić sytuację?" Nie protestują: „Przecież nikt nie powiedział mi, co robić!" lub „To do mnie nie należy!" Nie dogadzają sobie wyszukiwaniem alibi czy szukaniem winnych. Są zazwyczaj nastawieni na poszukiwanie rozwiązania.

Zasady pomocnicze

Samodzielność myślenia

Życie aktywne pociąga za sobą niezależność myślenia, w odróżnieniu od biernego podporządkowania się przekonaniom innych. Niezależność myślenia jest następstwem zarówno świadomego życia, jak i odpowiedzialności za siebie. Żyć świadomie to wykorzystywać swój umysł. Być odpowiedzialnym za siebie to myśleć samodzielnie.
Nie można myśleć umysłem drugiego człowieka. Oczywiście, uczymy się od innych, ale wiedza wymaga zrozumienia, a nie tylko naśladowania czy powtarzania. Możemy albo ćwiczyć własny umysł, albo złożyć na innych odpowiedzialność za posiadanie wiedzy i wydawanie ocen, a potem mniej lub bardziej bezkrytycznie akceptować ich werdykty. Wybór, jakiego dokonamy, ma zasadnicze znaczenie dla sposobu doświadczania siebie oraz dla życia, jakie sobie stworzymy. To, że czasami pozostajemy pod wpływem innych, chociaż nie uświadamiamy tego sobie, nie zmienia faktu, że istnieje różnica pomiędzy ludźmi, którzy próbują zrozumieć świat, myślą samodzielnie i wygłaszają niezależne opinie, a tymi, którzy czynią to rzadko. Ważna jest tutaj intencja, natura przyjętych przez jednostkę celów.
Często to, co ludzie nazywają „myśleniem", jest jedynie powtarzaniem cudzych opinii. Możemy więc powiedzieć, że właśnie niezależne myślenie - na temat pracy, relacji z ludźmi, wartości, które wyznaczają kierunek naszego życia, celów, które sobie stawiamy - umacnia poczucie własnej wartości. Zaś zdrowe poczucie własnej wartości powoduje naturalną skłonność do niezależnego myślenia.

Nikt nie nadejdzie

Jednym z takich momentów życia jest chwila, gdy zrozumiem, że nie pojawi się nikt, kto mnie wybawi, naprawi moje życie, rozwiąże moje problemy. Jeżeli sam czegoś nie zrobię, nic się nie polepszy. Marzenie o nadejściu wybawcy może nieść pewne pocieszenie, ale sprawia, że pozostajemy bierni i bezsilni. Możemy sądzić, że jeżeli tylko wystarczająco długo będę cierpiał, wystarczająco rozpaczliwie wzdychał, zdarzy się cud.
Ale jest to forma oszukiwania siebie, które przypłaca się życiem, ponieważ uchodzi ono w otchłań straconych możliwości, bezpowrotnie zmarnowanych dni, miesięcy i lat. „Nie chodzi o to, co inni myślą; chodzi o to, co ty wiesz" i „Nikt nie nadejdzie".

Zasada moralna

Nie jesteśmy upoważnieni, by traktować innych jako środek do osiągania przez nas celów, podobnie jak my nie jesteśmy środkiem do spełniania ich celów.
Konsekwentne stosowanie zasady odpowiedzialności za siebie pociąga stosowanie następującej zasady w stosunkach międzyludzkich: Nigdy nie żądaj, by drugi człowiek postępował wbrew własnemu, przez siebie rozumianemu interesowi. Jeżeli pragniemy, by ludzie podejmowali jakieś działanie lub dali z siebie coś wartościowego, musimy przedstawić powody, które byłyby znaczące i przekonujące w kontekście ich zainteresowań i celów. Taki sposób postępowania stanowi moralną podstawę wzajemnego szacunku, dobrej woli i życzliwości między ludźmi. Odrzuca założenie, że niektórych ludzi można poświęcić w imię realizacji celów innych ludzi, co stanowi podłoże wszystkich dyktatur i w związku z tym większości systemów politycznych.

Asertywność

Wstęp

Powrot do menu strony


Strona wykonana przez Janusza Wachowicza